Recenzja filmu

W podróżach (2022)
Gianfranco Rosi

Głos pielgrzyma

"In viaggio" nie jest filmem religijnym, jeśli już – bardziej politycznym lub społecznym. Na pewno stosunek reżysera – nieważne czy wierzącego, czy nie – jest do Papieża ciepły i gdy Franciszek
Głos pielgrzyma
Gianfranco Rosiego śmiało nazwać można jednym z najważniejszych współczesnych dokumentalistów na świecie. Dziewięć lat temu jego "Rzymska aureola", jako pierwszy non-fiction w historii, wygrała festiwal w Wenecji. Trzy lata później reżyser zdobył Złotego Niedźwiedzia w Berlinie za "Fuocoammare. Ogień na morzu" – portret mieszkańców Lampedusy w dobie tzw. kryzysu migracyjnego, którego wyspa stała się jednym z centrów oraz (także za sprawą Rosiego) symbolem. Włoskiego dokumentalisty nigdy nie interesowały błahostki: w najnowszym filmie znów podejmuje ważne tematy, ale tym razem narzuca je też ważna postać – dla katolików najważniejsza.

W "In viaggio" pokusił się o opowiedzenie dziewięciu lat pontyfikatu papieża Franciszka poprzez jego podróże. Nie bez znaczenia była już ta pierwsza z 2013 roku, na której cel wybrał bliską Rosiemu Lampedusę – wyciągnął tym samym rękę do tych, którymi lubiono straszyć i dał znak światu, jaka postawa wobec szukających schronienia jest właściwa. Od tego czasu – jak dowodzi film – jego wybory zawsze były znaczące, nierzadko stanowiąc duże wsparcie dla osób pozbawionych nadziei: w więzieniach czy wioskach krajów tzw. Trzeciego Świata. Sam proces podróży jest bardzo fotogeniczny, ale też medialnie mocno wyeksploatowany. Dlatego Rosi próbuje niekiedy ugryźć go z ukosa, skupiając się na pracujących na pokładzie papieskiego samolotu dziennikarzy albo ukazując, jak bohaterowi wiatr zwiewa czapkę na samolotowych schodach czy kołnierz przykrywa głowę jadąc papa mobile.

Nie jest to jednak ani komedia, ani film podróżniczy – przemieszczanie się Franciszka świetnie sprawdza się jako zasada kompozycyjna, ale treść leży głębiej. Rosi uważnie wsłuchuje się w głos Bergoglio (artykułowany w czterech językach) i próbuje z niego wyłuskać najważniejsze przesłania. Pytanie czy najważniejsze dla niego, czy dla siebie? Oczywiście: to drugie i właśnie dlatego "In viaggio" nie jest filmem religijnym, jeśli już – bardziej politycznym lub społecznym. Na pewno stosunek reżysera – nieważne czy wierzącego, czy nie – jest do Papieża ciepły i gdy Franciszek zaleca, by zostawić abstrakcyjne kwestie teologom i zająć się pomocą drugiemu człowiekowi, Rosi wyciąga z tego lekcję.

Zamiast tworzyć portret krytyczny, wdawać się w polemiki i apokryfy, wyciąga z jego kazań, to co wydaje mu się ważne, szlachetne, nowe. Ukazuje tym samym zmiany, których w kościele, przynajmniej w sferze dyskursywnej i symbolicznej, Bergoglio dokonał. W wybranych przemówieniach powtarza się przede wszystkim krytyka kapitalizmu i kolonizacji, świadomość globalnego ocieplenia i nierówności klimatycznych, jak również zwrot w stronę społeczności defaworyzowanych. Świetne są ujęcia Papieża odwiedzającego chilijskie więźniarki, brazylijskie favele czy afrykańskie wioski. Także te muzułmańskie, bo otwarcie na inne religie jest kolejnym motywem, który powtarzać się będzie w filmie. Kwestią, która musiała się pojawić, jest też pedofilia w Kościele katolickim. Początkowo Franciszek bronił jednego z chilijskich kardynałów, by później zdymisjonować ich wszystkich. W filmie mówi, że zrozumiał, jaki ból jego słowa mogły wyrządzić ofiarom nadużyć.

W momentach, w których potrafi posypać głowę popiołem, wycofać się, ale i dyskutować, widzimy, że – choć można się z nim w wielu sprawach nie zgadzać – to jednak fajny facet. Zarówno u Bergolio, jak i w samym filmie, czuć sporo bezpośredniości, skracania dystansu, braku nadęcia. Żeby to osiągnąć, Rosi musiał nieco rozluźnić swoją metodę, polegająca na uważnej obserwacji badanego tematu i komponowania go w misterne mozaiki o dużej nadwyżce estetycznej. Tu również mamy mozaikę - międzynarodowych podróży, ale forma jest dostępniejsza – mniej malarska, a zatem i mniej wymagająca. Tym razem zdjęcia, które zazwyczaj Rosi tworzy sam, uzupełniają materiały zgromadzone przez innych operatorów. Nie mógł przecież być z Bergoglio we wszystkich tych miejscach. Stąd jednak ich poetyka i jakość znacznie się od siebie różnią, czasem pozostawiając wiele do życzenia.

Rozczaruje się więc ten, kto oczekuje dzieła tak wizualnie oszałamiającego jak "Notturno" sprzed dwóch la - inspirowanego romantycznym nokturnem nocnego danse macabre na Bliskim Wschodzie. Ale i tu znajdą się perełki, takie jak ujęcia Papieża na pustym placu św. Piotra czy jego wideokonferencja z międzynarodową stacją kosmiczną podczas pandemii koronawirusa – COVID stanowi zresztą tu punkt zwrotny, bo Argentyńczyk (jak wielu z nas) musiał wówczas przestać pielgrzymować. Tak efektownym scenom towarzyszą jednak obrazki pośledniej jakości, które tłumaczy jakiś detal, ważne słowo, czyjeś wzruszenie. Reżyser włączył też do filmu archiwalia, kontekstualizujące słowa Papieża: kiedy ten odwiedza Filipiny, widzimy tajfun, który nawiedził kraj tuż przed jego przyjazdem. Gdy mowa o nadużyciach wobec ludności rdzennej Ameryk, przed oczami stają nam zdjęcia okrutnej chrystianizacji autochtonów; w Japonii upamiętnieniu ofiar Hiroszimy służą migawki ze skutków amerykańskiej zbrodni.

Zabieg ten na pewno pozwala lepiej osadzić w kontekście słowa Papieża, ale też okupiony jest pewnym telewizyjnym skrótem. Film jest zresztą w ogóle dość krótki, trwa 80 minut i czasem kolejne wizyty Franciszka nie mogą wybrzmieć, urywają się. Trudno też nie odnieść wrażenia, że Rosi trochę sam się cenzuruje – nie zobaczymy tu viralowych ujęć, gdy głowa Watykanu trzaska po rękach przyssaną do niego wierną, czy gdy na Filipinach rzucił, że bycie dobrym chrześcijaninem, nie oznacza rozmnażania się jak króliki. Nie wierzę, że reżyser ich nie zna, ale rozumiem, że mogłoby to przyćmić rzeczy większe, które ze słów Bergoglia wyciąga. Rozumiem też, że trzeba lubić swojego bohatera, by stworzyć jego portret, by nie wyrządzić mu krzywdy.

W "In viaggio" nie spadnie Franciszkowi włos z głowy także w sprawie szumnie krytykowanej postawy wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę. Słyszymy, jak potępia każdą wojnę i jak twierdzi, że musimy się zjednoczyć albo przestaniemy istnieć. Unika przy tym potępiania, zajmowania stron. Jednak waga przesłania nie ogranicza się tylko do słów, ale – czego z całą mocą dowodzi "In viaggio" – także do miejsca, w którym są wypowiedziane. A w Ukrainie Papież wciąż nie był i może już tego nie doczekamy – film kończy się smutnymi ujęciami mocno słabego już Franciszka. Być może więc intencją Rosiego było nie tylko wsłuchanie się w człowieka, którego głęboko szanuje, ale i jego pożegnanie.
1 10
Moja ocena:
7
Filmoznawca, dziennikarz, krytyk filmowy. Publikuje m.in. w "Filmie", "Ekranach", "Kwartalniku Filmowym". Redaktor programu "Flaneur kulturalny" dla Dwutygodnik.com, współautor tomów "Cóż wiesz o... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones